Oj dana, dana oddam banana – w dobre ręce!

Nie wiedziałem, że banan w Polsce uchodzi za owoc grzechu o posmaku narodowym. Wygrał z jabłkiem Ewy podarowanym Adamowi, nie wspominając o zdeklasowanym ogórku, ziemniaku, pastewnym buraku czy kukurydzy.

Otóż okazuje się, że w narodowej jadłodajni sztuki i kultury pod wezwaniem Muzeum Narodowego w Warszawie, miłościwie – z nadania – panujący dyrektor stwierdził, że dość już frywolności wystawienniczej, która zmusza młode, niedojrzałe i wrażliwe organizmy do irytacji. Nie wiem co wie o irytacji pan dyrektor – wybitny naukowiec, znawca wielu kultur i i fascynat Renesansu oraz Odrodzenia. Od pięciu miesięcy pełni zaszczytną funkcję szefowania placówce, która z nazwy zobowiązuje do otwartości w kulturze i sztuce.

Z Galerii Sztuki XX i XXI wieku – w tymże Muzeum – została usunięta praca „Sztuka konsumpcyjna” Natalii LL oraz „Pojawienie się Lou Salome” Katarzyny Kozyry. Usunięto instalacje wideo. Co najciekawsze owe instalacje liczą sobie wiele lat. To nie są nowalijki, lecz dzieła powstałe w czasie, kiedy zarządzający Muzeum Narodowym startował do kariery naukowej.

Tak było jeszcze do niedzieli. Dzisiejszym poniedziałkiem, 29 kwietnia 2019 r., w mediach znacząca wieść zwana specjalnym oświadczeniem, opublikowanym na stronie Muzeum Narodowego w Warszawie, że usunięte prace Natalii LL i Katarzyny Kozyry powrócą na swoje miejsce do czasu rozpoczęcia prac rearanżacyjnych.”Dobrze jest mi znane miejsce prac (…) tych Artystek / – sck/ w polskiej sztuce. Misją MNW jest prezentowanie różnorodnych kierunków i postaw artystycznych, co w sytuacji bardzo ograniczonych warunków lokalowych powoduje, że muszą następować kreatywne zmiany. Ha!

Oczywiście następują dalej zdania pełne oczywistych prawd muzealnych, w które chciałoby się wierzyć. Jakoś im nie dowierzam. Nie z powodu mej przekory, lecz przekonania, że czyn dyrektora o usunięciu tych prac ma zupełnie inne źródła, pozamerytoryczne, a można i nawet sięgnąć do podświadomości decyzyjnego zespołu. Taka projekcja wiele by wyjaśniła, wedle zasady co tam komu w mózgu gra.

Czyn dyrektora Jerzego Miziołka można uznać za odważny. W każdej kategorii odwołania oraz przywrócenia. To znaczący sygnał rozbrajający również nadzieję.

Instalacja Natalii LL złożona z cyklu fotografii oraz wideo ma źródła w roku 1971. Do banana – rekwizytu pełnego fetyszyzmu w różnych kulturach – dołączyła autorka parówki i kisiel, konsumowane, a prowokowane mimiką konsumpcji. W różnych kolorach. W dwuznaczności erotycznej tej istniejącej, i tej wywoływanej przez odbiorcę miarą swego życiowego doświadczenia – pracach artystki pojawia się Andy Warhol. Też z bananem, chociaż wcześniejszym – z roku 1967, gdy artysta zaprojektował okładkę płyty muzycznej. U niego zaistniały amerykańskie produkty spożywcze – już mity światowe – jak zupa Campbell`s czy Coca-Cola. Zdjęta z polskiej wystawy instalacji Artystki pokazano w roku 1975 – obrazują one kobietę konsumującą namiętnie banana.

Katarzyna Kozyra od dawna mąci w polskiej sztuce. Jest obrazoburcza, wyzwolona, niebywale asocjacyjna i konfrontacyjna. Jej instalacyjna poetyka nie podpowiada wielu widzom – to kwestia gustu oraz poczucia własnej wolności. Także doświadczenia życiowego oraz intelektualnego. Wobec takich twórczych propozycji nie można pozostać obojętnym. Skala reakcji obserwatorów ogromna, antypodyczna. Pamiętam jej wystawę retrospektywną w krakowskim Muzeum Narodowym na przełomie 2011 i 2012 roku. Także emocje – nie tylko moje. Szokowało „Święto wiosny”, Więzy krwi”… Podziwiałem odwagę artystki.

Jej wycofana praca z roku 2005 – o tytule „ Pojawienie się Lou Salome”- opisywana jest jako tresura lub spacer kobiety z dwoma psami, o twarzach filozofa Friedricha Nietzschego oraz poety Rainera Marii Rilkego. Wystarczająca prowokacja. Została ona wykonana na wystawę „Impossible Theatre” w wiedeńskiej Kunsthalle. Przypominam w tym kontekście film Pier Paolo Pasoliniego „Salo, czyli 120 dni Sodomy” zrealizowany w 1975 roku. One mają podobne klimaty poprzez kilka scen nie tylko prowokacyjnym, ale sadystyczno-masochistycznym. Nie odczytuję takich kreacji jako apoteozy, lecz ostrzeżenie, zresztą – bezsilne.

Wiadomo było, że instalacje artystyczne prowokują. Z natury ich jednoznaczność odwołuje się do różnych pokładów społecznego i indywidualnego doświadczenia. Nie tylko opisują świat i jego – także męczące oraz pełne hipokryzji – zachowania, oceniania, wartościowania. Chcąc nie chcąc pojawiają się schematy w reakcjach – szeroko pojętej publiczności oraz władzy.

Usuwanie z wystaw muzealnych, galerii, domów kultury różnych ekspozycji ma długą tradycję oraz uzasadnienia. Nie wiem czy w warszawskim Muzeum Narodowym – przed tą ekspozycją była umieszczona informacja o tym, że istnieje bariera wieku dla zwiedzających. W naszym gąszczu wszelakich zakazów, nakazów, rozkazów czy kompleksów – poziom świadomości seksualnej jest dosyć ubogi, bo oparty na grzechu, wstydzie, braku wykształconej kultury erotycznej.

Funkcjonuje u nas maniactwo erotyczne polegające na szukaniu i obnażaniu /sic!/ wszystkiego, co może gorszyć – zdaniem oczywiście Jedynie Słusznie Nawiedzonych Moralizatorów od Siedmiu Boleści, którzy zarazem stają się Wychowawcami Narodu. Stają się tak aseksualni, tak apetyczni w swych nijakościach, tak apodyktyczni, że aż zdziwienie budzi fakt, iż takie Wzory mają dzieci, ileś tam żon czy mężów bądź pozostawione sobie i losowi zostają same, a wtedy rozumieją już wszystko oraz wszystkich. To są najczęściej ideały, a ich życie nieskalane grzechem, także myślenia, może służyć za wzór idealnej, oddanej ludziom, hipokryzji.

Dlaczegóż to pan dyrektor zlikwidował albo przeniósł owe instalacje? Czy nie miał wiedzy, że jeszcze powinien przejrzeć zbiory oficjalnie eksponowane oraz te, które są w magazynach, aby na wszelki wypadek gangrena asocjacyjna nie dotknęła jego następców. Trzeba przeszukać i wykluczyć lody na patyku czy w kubkach, szminki do ust, świece o barokowych kształtach, bułki z wgłębieniami, kisiel – niemalże wszystkie produkty spożywcze, nie wspominając o narzędziach potrzebnych do przygotowania posiłku. A to dopiero początek. Rzeźby z aniołkami, akty z nazwy i czynu, nawet rynkowy pomnik Adama Mickiewicza w Krakowie ma swoją wizualną opowieść o twórczym potencjale wieszcza.

To może być program rearanżacyjny…

Jesteśmy blisko narodowej podejrzliwości oraz wyjątkowych czcicieli moralności. Nic nie powinno kojarzyć się ludziom z szeroką pojętą seksualnością. Nawet chmury na niebie.

Za zielonagora.wyborcza.pl z 28.04. 2019 cytuję: (…) nowy dyrektor muzeum tłumaczy, że decyzję o usunięciu prac podjął po skargach niektórych widzów. – Mieliśmy szereg rozmaitych skarg. Wielu ludzi pisało do nas mejle. Galerię odwiedza cała masa młodzieży w wieku 13, 12 i mniej lat. Ekspozycja powinna być wyważona – mówił „Wyborczej”. W „Onet Kultura” rozmowa z Jerzym Miziołkiem. Przytaczam fragmenty: To powolny proces zmiany ekspozycji. Uważam, że sztuka ma prawo wypowiadać się we wszystkich możliwych aspektach. Nie jestem badaczem sztuki nowoczesnej, ale w pełni ją doceniam . Doceniam również to, co dotyczy trendów jak gender, choć jestem przeciwny eksponowaniu dzieł, które mogą irytować wrażliwą młodzież. Mieliśmy właśnie tego dowód.(…) Pojawia się informacja o planowanym zamknięciu Galerii Sztuki XX i XXI wieku 6 maja tego roku. Ekspozycja ma zostać całkowicie /?/ zmieniona. Planujemy także przearanżowanie galerii designu i nie dlatego, że nie jest dobra, ale dlatego, że ludzie mówią, że widzieli ją już kilka razy. Biedna „Dama z łasiczką” z siedzibą w Krakowie. Przerzucana z muzeum do muzeum, czyli z miejsca na miejsce, także na nowo zakupiona, chociaż była własnością narodu, w myśl koncepcji pana Dyrektora ze stolicy winna – na czas jakiś – zniknąć z miejsca publicznego, gdyż w dawnej stolicy Polski też są osoby, który ją oglądały kilka razy.

Ukazało się w mediach oświadczenie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, że za całokształt działalności kultury ponosi jej dyrektor. Oznacza to również, że wbrew powszechnemu przekonaniu Minister KiDN nie kieruje bezpośrednio pracami i nie steruje polityką wystawienniczą ani repertuarową instytucji kultury. Żyć nie umierać z takimi faktami czy paragrafami. Tak czy owak z edukacją sztuki coś nie tak.

Na razie mamy psychiczne, decyzyjne oraz kompozycyjne pobojowisko. W polskiej atmosferycznej wiośnie coś nieładnie zapachniało, przyleciało, okrążyło i wylądowało. Czas gniazdowania w trakcie.

Obraz Władysława Podkowińskiego „Szał uniesień” zaczyna drżeć z natłoku myśli o swej przyszłości. Raduje go myśl, że z Krakowa /Sukiennice/ do Warszawy wciąż jest daleko dosłownie, a symbolicznie blisko do Wiednia, Paryża czy Rzymu.

Dwuznaczność zaczyna być pięknem dla wybranych.


Dodaj komentarz